AUTOR: ADW. WOJCIECH KAMIŃSKI
W zamyśle ustawodawcy przepis art. 441 KPC miał być lekiem na negatywne społeczne postrzeganie sądów jako instytucji powiązanych z miejscowymi elitami władzy i biznesu. Dzięki jego zastosowaniu zamierzano przenieść głośne i kontrowersyjne postępowania z sądu miejscowo i rzeczowo właściwego, co do którego mogły zachodzić podejrzenia o powiązanie zasiadających w nim sędziów z przedstawicielami lokalnych biznesowych i politycznych elit do innego sądu równorzędnego, wolnego od takich podejrzeń. Niestety, z zastosowaniem omawianej instytucji wiąże się szereg problemów procesowych, które zamiast upraszać, dodatkowo komplikują postępowanie i oddalają w czasie rozstrzygnięcie sprawy, niejednokrotnie prowadząc do absurdalnych sytuacji. Boleśnie przekonały się o tym strony jednego z głośnych postępowań rodzinnych w jednym z polskich miast…
Procesowa walka na noże
Strony tego postępowania są prawnikami. Aby uszanować ich anonimowość dalej będę się posługiwał jedynie oznaczeniem ich jako „Wnioskodawczyni/matka” oraz „Uczestnik/ojciec”.
Dalej schemat jak w wielu tego typu sprawach…
Po urodzeniu dziecka rodzice wychowywali je wspólnie. Początkowo współpraca między rodzicami przebiegała poprawnie, później jednak matka zaczęła ograniczać możliwości wychowywania dziecka przez ojca. Pewnego dnia, gdy dziecko nocowało u ojca, matka oskarżyła go o próbę dokonania uprowadzenia rodzicielskiego. Informację taką przekazała Policji oraz członkom lokalnego samorządu. Jej zachowanie ojciec oceniał jako nieracjonalne. Ostatecznie strony zawarły ugodę, w której uregulowano system kontaktów. Niestety ugoda nigdy nie została zrealizowana przez matkę. Zamiast tego złożone zostało bezzasadne zawiadomienie o naruszeniu miru domowego (umorzone po kilku miesiącach), który miał zostać popełniony w czasie realizacji ww. porozumienia. Po kilku kolejnych próbach zrealizowania postanowień ugody przez ojca matka całkowicie odcięła córkę od niego, składając niezliczone skargi, donosy i zawiadomienia.
Strony zainicjowały także przed miejscowym Sądem Rejonowym postępowanie o odebraniu ojcu władzy rodzicielskiej, o zakazanie kontaktów, o alimenty i szereg innych postępowań. W sprawach jako świadkowie mieli więc zeznawać funkcjonariusze Policji i prawnicy. Postępowaniami z udziałem stron zainteresowały się także lokalne media.
We wszystkich sprawach toczących się z udziałem stron jedna ze stron złożyła wniosek o zwrócenie się przez Sąd Rejonowy do Sądu Najwyższego z wnioskiem o przekazanie sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu. I wszystkie te sprawy Sąd Najwyższy przekazał do rozpoznania innemu Sądowi Rejonowemu. Był to pierwszy taki przypadek w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości, aby Sąd Najwyższy aż sześciokrotnie przekazywał sprawy z udziałem tych samych stron do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu.
W sprawę zaangażował się też Rzecznik Praw Obywatelskich.
Kodeksowe utarcie nosa
Zgodnie z przepisem art. 441 § 1 KPC:
Sąd Najwyższy może przekazać sprawę do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu z sądem występującym, jeżeli wymaga tego dobro wymiaru sprawiedliwości, w szczególności wzgląd na społeczne postrzeganie sądu jako organu bezstronnego”
Dość powszechnie przyjmuje się, że wyżej cytowana norma miała na celu zapobieżenie sytuacjom, w których głośne i kontrowersyjne sprawy z udziałem lokalnych elit (politycznych, biznesowych, czy prawniczych) miałyby rozpoznawać sądy personalnie powiązane z podsądnymi. Warto dodać, że dla zastosowania tego przepisu nie ma potrzeby, aby takie powiązania rzeczywiście występowały. Wystarczy już samo ich podejrzenie, mogące skłonić opinię publiczną do uznania, że sąd nie prowadził postępowania w sposób bezstronny, a przy wyrokowaniu działał w ramach „lokalnego układu”.
Przed pojawieniem się przepisu art. 441 KPC w polskim procesie cywilnym nie było remedium na tego rodzaju sytuacje, co mogło podważać społeczne zaufanie do wymiaru sprawiedliwości. Ustawodawca uregulował w Kodeksie postępowania cywilnego jedynie instytucję wyłączenia konkretnego sędziego, która – ogólnie rzecz ujmując – może znaleźć zastosowanie wówczas, gdy osoba sędziego jest w określony sposób powiązana z podsądnym, albo gdy sędzia już wyraził swoje zdanie co do danej sprawy lub sam jest uczestnikiem procesu. Wówczas jest on wyłączany od orzekania z mocy samego prawa. Sędzia może również sam podjąć decyzję o swoim wyłączeniu wówczas, gdy zachodzą uzasadnione wątpliwości co do jego bezstronności.
Niemożliwe było (i jest) natomiast wyłącznie całego sądu od orzekania (jako instytucji), co powoduje, że nie można również dokonać wyłączenia wszystkich orzekających w nim sędziów. W konsekwencji, gdy wątpliwości co do bezstronności dotyczyły każdego z sędziów orzekających w danym sądzie miejscowo i rzeczowo właściwym do rozpoznania sprawy, dochodziło do patowej sytuacji, w której właściwie nic nie dało się zrobić. Nie można było bowiem wnosić o wyłączenie wszystkich sędziów, ani całego sądu (ponieważ ustawodawca nie przewidział takich instytucji), zaś wnioskowanie o wyłączenie każdego sędziego po kolei traktowane było jako niedozwolone i powodowało oddalanie wniosków.
Właśnie takim patowym sytuacjom zapobiegać miał przepis art. 441 KPC Piszę „miał”, ponieważ w praktyce nadal występują liczne wątpliwości z jego stosowaniem. Znakomitym przykładem jest tutaj opisywana wyżej sprawa rodzinna dwojga adwokatów. Oto w czterech postępowaniach z ich udziałem Sąd Rejonowy zdecydował się zwrócić do Sądu Najwyższego z wnioskiem o przekazanie sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu, podczas gdy w piątym postępowaniu konsekwentnie odmawia zastosowania przepisu art. 441 KPC.
Jak wynika z uzasadnienia projektu do nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego:
W praktyce działania sądów zdarzają się sprawy, których szczególne okoliczności uzasadniają przełamanie ogólnych zasad ustalenia właściwego sądu. Okoliczności te mogą być tak różne, że trudno je zbiorczo określić inaczej, jak wzgląd na dobro wymiaru sprawiedliwości.
W najczęściej spotykanych sytuacjach ich wspólnym mianownikiem jest zagrożenie dla postrzegania konkretnego sądu przez lokalną społeczność jako bezstronnego organu wymiaru sprawiedliwości. W tym zakresie mieszczą się sytuacje, gdy uczestnikiem sprawy przed sądem jest osoba należąca do lokalnych elit władzy lub biznesu. Osoby takie mają zazwyczaj tak szerokie więzy oficjalne i towarzyskie, że lokalna społeczność przyjmuje za oczywiste istnienie tego rodzaju więzi również z sędziami i pracownikami sądów – niezależnie od sytuacji rzeczywistej. Inną tego rodzaju sytuacją jest sprawa, w której stroną jest pracownik lub sędzia miejscowego sądu. W tego rodzaju sprawach osoba taka jest w opinii społecznej podejrzewana o wykorzystywanie swoich rzeczywistych czy mniemanych kontaktów osobistych do „załatwiania” sprawy. Sytuacje takie w oczywisty sposób obniżają prestiż wymiaru sprawiedliwości.
Oczywistym rozwiązaniem tego rodzaju problemów jest wyznaczenie do rozpoznania danej sprawy innego sądu. Dotychczasowe przepisy na to nie pozwalają; konieczna jest okrężna droga polegająca na złożeniu przez wszystkich sędziów właściwego sądu oświadczeń o wyłączeniu, po czym dopiero sąd nad nim przełożony z powodu przeszkody polegającej na niemożności utworzenia składu orzekającego wyznacza inny sąd. W większych sądach zebranie oświadczeń o wyłączeniu potrafi trwać miesiącami. Co więcej, jeżeli podsądny jest osobą znaną na szerszym obszarze (np. województwa) czy np. sędzią sądu okręgowego albo apelacyjnego, cała procedura z reguły wymaga kilkakrotnego powtórzenia – od nowa w każdym kolejno wyznaczanym sądzie. W takich przypadkach zwłokę niekiedy liczy się już w latach. A przecież wynik takich czynności, w postaci przekazania sprawy sądowi, w którym takich powiązań nie ma, jest oczywisty i z góry znany
Jak już wcześniej wspominałem, instytucja przekazania sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu ma na celu zapobieżenie sytuacjom, w którym w stosunku do całego sądu – jako instytucji – a więc do wszystkich sędziów tego sądu zachodzą wątpliwości dotyczące ich bezstronności. To oznacza, że wszyscy sędziowie tego sądu mogą być podejrzewani o żywienie wobec stron takich sympatii lub antypatii, które uniemożliwiają im bezstronne orzekanie. Jeśli zatem wątpliwości te uzasadniają przekazanie jednej sprawy z udziałem danych stron, to istnieją one również w odniesieniu do pozostałych spraw z udziałem tych samych stron. Sąd powinien więc w każdej kolejnej sprawie ich dotyczącej wystąpić do Sądu Najwyższego z wnioskiem o przekazanie sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu. Nie ma tu znaczenia, czy w drugiej sprawie orzekał inny, czy też ten sam sędzia (wątpliwości obejmują bowiem wszystkich sędziów danego sądu).
Dlatego też należy postulować doprecyzowanie przepisu art. 441 KPC poprzez wskazanie, aby w przypadku, w którym kilka spraw pomiędzy tymi samymi stronami toczy się przed tym samym sądem, a jedną z nich Sąd Najwyższy przekazał do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu, to w pozostałych sprawach sąd miejscowo i rzeczowo właściwy jest zobligowany do zwrócenia się z wnioskiem w trybie określonym przepisem art. 441 KPC. Regulacja taka byłaby logicznym następstwem wniosku, iż w przypadku przekazania sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu, zachodzą wątpliwości co do bezstronności wszystkich sędziów sądu miejscowo i rzeczowo właściwego. Nie powinni oni zatem orzekać także w innych sprawach z udziałem tych samych stron. Jednocześnie proponowana zmiana pozostawi Sądowi Najwyższemu możność oceny, czy takie podejrzenie co do braku bezstronności sędziów sądu właściwego jest rzeczywiście uzasadnione. Sąd Najwyższy zachowa także prawo wskazania innego sądu równorzędnego, który miałby rozpatrzyć przeniesione sprawy (co pozwoli zapobiec nadmiernemu obciążeniu sądu równorzędnego kilkoma sprawami jednocześnie, czemu mogłoby sprzyjać np. przekazanie wszystkich spraw toczących się z udziałem tych samych stron przed sądem miejscowo i rzeczowo właściwym do tego samego sądu równorzędnego, do którego trafiła pierwsza z przeniesionych spraw).
Sąd Najwyższy przekazuje sprawę poza apelację właściwą przełamuje konstytucyjną zasadę wynikającą z art. 45 ust. 1 Konstytucji, a co za tym idzie już przekazanie pierwszej sprawy zawisłej przed Sądem, któremu sprawę odebrano powoduje, że zasada ta ma odniesienie do kolejnych, w tym wpływających po dacie przekazania tej pierwszej.
Sprawy pilne
Inna wątpliwość związana z zastosowaniem przepisu art. 441 k.p.c. wiąże się z wydaniem przez sąd rzeczowo i miejscowo właściwy orzeczeń w sprawach pilnych już po przekazaniu przez Sąd Najwyższy jednej ze spraw do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu, ale jeszcze przed rozpoznaniem przez Sąd Najwyższy pozostałych. Pojawia się bowiem pytanie, czy sąd właściwy – mimo wątpliwości co do jego bezstronności – nadal może orzekać w tego rodzaju kwestiach? Przez sprawy pilne rozumiem tu chociażby wydanie zarządzeń, o których mowa w przepisie art. 109 KRIO.
Oczywistym jest, że przed przekazaniem sprawy innemu sądowi równorzędnemu przez Sąd Najwyższy, sąd rozpoznający sprawę pozostaje właściwym w danej sprawie i może ją procedować. Ustawodawca nie przewidział bowiem wstrzymania właściwości sądu na czas do rozpoznania wniosku o przekazanie sprawy.
Jeśli natomiast zostało już wydane postanowienie o przekazaniu jednej spośród kilku spraw przez Sąd Najwyższy to dochodzi do sytuacji gdy sąd, co do którego podnosi się obawy dotyczące jego bezstronności miałby nadal wydawać zarządzenia w sprawie i to o bardzo istotnym charakterze (np. w ramach zarządzeń opartych o przepis art. 109 KRIO sąd może nawet zarządzić umieszczenie małoletniego w pieczy zastępczej). W takiej sytuacji jedyne co pozostaje stronie, to zwrócić się do sądu równorzędnego (już po przekazaniu sprawy przez Sąd Najwyższy) o zmianę zarządzeń wydanych przez sąd uprzednio rozpoznający sprawę. Takie postępowanie pociąga jednak za sobą konieczność rozpoznania przedmiotowego wniosku, co z kolei wydłuża czas trwania postępowania głównego.
Tym, co strona (ewentualnie) mogłaby jeszcze zrobić w sytuacji, w której sąd miejscowo i rzeczowo właściwy proceduje w przedmiocie wydania pilnych zarządzeń, to złożenie wniosku o zawieszenie postępowania w oparciu o przepis art. 177 § 1 pkt 1 KPC (zawieszenie z uwagi na to, że wynik postępowania zależy od rozstrzygnięcia wydanego w innym toczącym się postępowaniu cywilnym). Nikła skuteczność takiego wniosku od razu jednak rzuca się w oczy. W przytoczonej normie jest bowiem mowa o „innym postępowaniu cywilnym”, co przywodzi na myśl rozpoznanie sprawy merytorycznej, a nie proceduralnej. Po drugie, strona musiałaby wykazać, że rzeczywiście wynik postępowania zawisłego przed sądem miejscowo i rzeczowo właściwym jest uzależniony od rozstrzygnięcie w zakresie przekazania sprawy, co niekiedy może sprawiać spore trudności. Jak – na przykład – wykazać, że sąd miejscowo i rzeczowo właściwy oprze swoje rozstrzygnięcie nie na względach prawnych, lecz prywatnej znajomości jednej ze stron, w sytuacji, w której sąd ten pozornie proceduje zgodnie z ustawą? Rozwiązanie takie nie jest zatem słuszne, a złożenie omawianego wniosku najpewniej zakończy się jego oddaleniem.
Z drugiej strony może prowadzić to do niemożności podjęcia jakiejkolwiek reakcji w sytuacjach naprawdę wymagających interwencji sądu (np. stosowania przemocy w rodzinie, znęcania się nad dzieckiem, konieczności wyłączenia matki z kontaktów z dzieckiem). Wnikliwy Czytelnik z pewnością szybko dostrzeże dylemat, z którym przychodzi się mierzyć w tym przypadku: z jednej strony niemalże naturalnie nasuwa się postulat wprowadzenia normy, która zawieszałaby możność działania sądu do czasu rozstrzygnięcia wniosku przez Sąd Najwyższy w sytuacji gdy już jedna ze spraw jest przekazana; z drugiej zaś dostrzega się, że rozwiązanie takie może prowadzić do niesprawiedliwych, a nawet niebezpiecznych sytuacji. Jedynym rozwiązaniem jest tu w mojej ocenie dokonanie takiej zmiany przepisu art. 441 KPC, która wyposażyłaby sąd wyznaczony do rozpoznania sprawy przez Sąd Najwyższy do zweryfikowania postanowień wydanych przez poprzedni sąd na posiedzeniu niejawnym z jednoczesnym umożliwieniem wniesienia zażalenia stronie, niezadowolonej z wyniku dokonanej weryfikacji. I wilk syty, i owca cała: nie pozbawia się sądu miejscowo i rzeczowo właściwego możności działania w sprawach nagłych, ale też nie pozostawia się tych działań bez żadnej kontroli ze strony nowo wyznaczonego sądu. Stronom zaś gwarantuje się możność wywiedzenia zażalenia od orzeczenia, które nie będzie ich satysfakcjonowało.
Dopóki jednak stan prawny jest, jaki jest pozostaje nam jedynie wiara w zdrowy rozsądek sędziów, którzy zainicjowawszy przed Sądem Najwyższym postępowanie w zakresie przekazania sprawy, powstrzymają się od jakichkolwiek działań do czasu wydania rozstrzygnięcia w przedmiocie przekazania sprawy. Wyjątkiem są tu sytuacje, w których ich aktywność naprawdę jest niezbędna.
Niewłaściwość: na zawsze?
Kolejny problem, z jakim przychodzi mierzyć się na gruncie przepisu art. 441 KPC jest związany z pytaniem o to na jak długi czas rozciąga się brak właściwości sądu, w przypadku gdy Sąd Najwyższy przekaże toczącą się przed nim sprawę do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu? Czy każda kolejna sprawa, inicjowana przed tym sądem pomiędzy tymi samum stronami również powinna trafiać do Sądu Najwyższego?
Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie powinna być twierdząca. Wszak jeśli przyjmuje się, że przekazanie przez Sąd Najwyższy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu sprawy, zawisłej przed sądem miejscowo i rzeczowo właściwym pomiędzy tymi samymi stronami powoduje uznanie, iż zachodzi wątpliwość co do bezstronności wszystkich sędziów tego sądu, co z kolei prowadzi do zwrócenia się przez sąd we wszystkich sprawach z udziałem tych stron do Sądu Najwyższego z wnioskiem o jej przekazanie – to naturalne jest, że taki wniosek powinien zostać również skierowany we wszystkich późniejszych postępowania z udziałem tych stron. Do nowych postępowań odnosić się bowiem będą te same zastrzeżenia, co do braku bezstronności sądu, które były podnoszone w poprzednich sprawach z ich udziałem.
Uważny Czytelnik mógłby jednak w tym miejscu – nieco ironicznie, acz całkiem słusznie – zapytać, czy takie wątpliwości miałby wieczny charakter; tzn. nie kończyłby się nigdy? Odpowiedź twierdząca na tak zadane pytanie byłaby naturalnie niepoprawna. Z czasem, gdy skład osobowy sądu miejscowo i rzeczowo właściwego ulegnie zmianie, prawdopodobnie ustaną także powiązania personalne poszczególnych sędziów ze stronami, co może skutkować odpadnięciem obawy o bezstronność sądu. Weryfikacja tej okoliczności nie należy jednak ani do stron, ani nawet do sądu miejscowo i rzeczowo właściwego, lecz do Sądu Najwyższego. Jeśli więc Sąd Najwyższy oddali wniosek sądu miejscowo i rzeczowo właściwego o przekazanie sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu, sąd właściwy ten będzie mógł prowadzić postępowanie. Nie zwalnia go to jednak od zwrócenia się do Sądu Najwyższego z wnioskiem o przekazanie nowej sprawy, celem zweryfikowania, czy rzeczywiście zachodzą, czy też nie zachodzą wątpliwości co do bezstronności sądu właściwego. Niewątpliwie bowiem należy je rozwiać przed przystąpieniem do merytorycznego rozpoznania sprawy tak, aby nie uchybić konstytucyjnemu prawu jednostki do rozpoznania sprawy przez bezstronny sąd.
Lek, czy suplement diety?
Podsumowując powyższe rozważania należy stwierdzić, że przepis art. 441 KPC miał być lekiem wzmacniającym zaufanie społeczeństwa do wymiaru sprawiedliwości poprzez kreowanie wizerunku sądów jako instytucji całkowicie bezstronnych. Na tę chwilę jednak instytucja ta zawiera w sobie zbyt wiele niejasności, które utrudniają jej stosowanie w praktyce. Jest to także instytucja stosunkowo młoda, a kierunek orzeczniczy jeszcze nie jest aż tak ugruntowany. Wątpliwości te rozwiać można jedynie na drodze ustawodawczej. Na razie przepis art. 441 KPC to raczej suplement diety na bolączki polskiego wymiaru sprawiedliwości. Udoskonalony może stać się jednak niezwykle skutecznym lekiem. Pytanie czy nasz ustawodawca zachce podjąć trud pracy nad tą instytucją wciąż pozostaje otwarte.
POZNAJ AUTORA: ADW. WOJCIECH KAMIŃSKI
Jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Szczecińskiego.
Częściowe studia ‒ w ramach programu stypendialnego ‒ odbył na uniwersytecie w Rostocku. W trakcie studiów odbywał wiele praktyk, w tym praktykę zagraniczną w kancelarii adwokackiej w Lizbonie ‒ również, jako stypendysta.
Adwokat Wojciech Kamiński już podczas odbywania aplikacji adwokackiej, z upoważnienia swojego ówczesnego patrona – obecnie Sędziego Trybunału Konstytucyjnego – prowadził wiele procesów odszkodowawczych czołowych działaczy komitetu strajkowego Stoczni Szczecińskiej internowanych oraz skazanych w procesach politycznych PRL.
Obecnie w praktyce adwokackiej specjalizuje się w prawie nieruchomości i procesach odszkodowawczych.
Dodatkowo z powodzeniem prowadzi na szeroką skalę działalność charytatywną pomagając najuboższym, poprzez chociażby prowadzenie schroniska dla osób bezdomnych, dystrybuowania jedzenia, odzieży czy wydawania posiłków dla najbiedniejszych.