Wpis ten dedykowany jest wszystkim, którzy z uwagi na wiek, rodzinę, stałą pracę etc. boją się lub uważają, że jest za późno na zmiany. Otóż nigdy nie jest za późno!
Moja przygoda z prawem rozpoczęła się niesztampowo. Mianowicie po maturze miałam plany, aby zdawać na studia dzienne na Wydział Prawa. Gdy byłam dzieckiem, przychodziłam do mamy, która pracowała w Prokuraturze i tak narodziło się moje marzenie o pracy jako prokurator (choć mama nim nie była), gdyż była mocno przesiąknięta tą instytucją. Los jednak splatał mi figla i zamiast wymarzonych studiów okazało się, że zostanę… mamą. Zostałam zatrudniona w Prokuraturze na etacie woźnej prezydialnej. Tak, tak śmieszne stanowisko, co nie oznaczało, że biegałam z dzwonkiem po prokuraturze.
Niemniej jednak moje marzenia o prawie były na tyle silne, że kiedy urodziłam syna, a był to wrzesień, zdecydowałam się pójść na studia prawnicze zaoczne. I tak rozpoczęłam przygodę na Uniwersytecie Szczecińskim na Wydziale Prawa. Niestety nie podołałam: po roku studiów z oblanym egzaminem z ,,Rzymu’’ zakończyłam edukację na prawie. No cóż, po prostu poddałam się.
Wówczas stwierdziłam, że może namiastką prawa okażą się studia na Pomorskiej Akademii Pedagogicznej na kierunku resocjalizacji. Nie powiem, ciekawe doświadczenie. Rozpoczęłam je i ukończyłam z wynikiem bardzo dobrym. Czas mijał, syn rósł, a ja nadal pracowałam w Prokuraturze już nie jako woźna lecz sekretarz, później starszy sekretarz. I tak pewnego dnia widząc pociąg relacji Słupsk- Szczecin powiedziałam do męża ,,wracam na prawo’’. Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Miałam szczęście, bo Pani z dziekanatu podpowiedziała mi, że szkoda roku i że mogę dostać się od razu na drugi rok studiów, a ten nieszczęsny ,,Rzym’’ zaliczyć w innym terminie. I tak oto po raz drugi wstąpiłam w szeregi studentów prawa Uniwersytetu Szczecińskiego. Wiedziałam, że jest to mój czas i tym razem muszę je skończyć. Tak też się stało. W kwietniu 2011 r. zostałam dumnym „mgr” prawa. Następnie pojawiło się na świecie kolejne moje dziecię. We wrześniu podeszłam do egzaminu wstępnego na aplikację adwokacką, z którego uzyskałam 97 punktów i niestety… nie dostałam się.
No cóż, bywa i tak. Nie zniechęcając się porażkami, bo naprawdę trudno mnie złamać, obrałam inną ścieżkę kariery. Mianowicie doszłam do wniosku, iż mogę pogodzić pracę i jednocześnie zdobywać doświadczenie jako asystent sędziego, co da mi możliwość przystąpienia do egzaminu zawodowego – adwokackiego. W samą porę pojawiło się ogłoszenie o konkursie na asystenta sędziego w Sądzie Rejonowym w Słupsku. Uzyskałam wynik pozytywny i otrzymałam propozycje pracy w Wydziale Rodzinnym w Słupsku. Od samego początku pracy jako asystent wiedziałam po co to robię i że po czteroletnim okresie pracy w charakterze asystenta przystąpię do egzaminu adwokackiego.
Praca asystenta dawała mi ogromną satysfakcję. Jednakże jest to praca odtwórcza. Dla osób takich jak ja, bez aplikacji, jest to niezła szkoła życia. W marcu 2019 r. przystąpiłam do egzaminu zawodowego adwokackiego. Nie ukrywam, iż był to jeden z najgorętszych okresów mojego życia. Pogodzenie nauki, pracy, roli matki i żony było mega wyzwaniem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam od czego zacząć naukę i przygotowania. Z pomocą przyszła mi moja bratanica, adwokat Irmina Krupa- Leleńska, która podpowiedziała mi kurs przygotowujący do egzaminu, w którym uczestniczyłam w od września 2018 r. do marca 2019 r. Wówczas po raz pierwszy miałam możliwość napisania pierwszej apelacji cywilnej, karnej, skargi do WSA czy NSA. Zajęcia prowadzone przez wybitnych praktyków prawa, dawały nam sporo satysfakcji, a przede wszystkim motywowały do nauki, jednocześnie ucząc, jak uczyć się i przygotowywać do jednego z najcięższych egzaminów prawniczych.
I w końcu nadszedł marzec 2019 r…. cztery dni wytężonej pracy- psychicznej i fizycznej. Nie ukrywam, że po intensywnym kursie przygotowującym do egzaminu już chyba nic nie było w stanie mnie zaskoczyć. Egzamin zdałam pozytywnie. Radość niezmierna. I pytanie: co dalej…?
Praca asystenta, czekanie na etat referendarza czy skok na głęboką wodę, jaką jest praca adwokata?
Stanęło na własnej kancelarii. Choć nie powiem, zdania były podzielone. Zewsząd dochodziły i dochodzą mnie opinie o tym, że zawód adwokata to już nie to samo co kilka lat temu. Co rusz adwokaci rezygnują z tej pracy na rzecz etatu w instytucjach państwowych. Niemniej jednak, doszłam do wniosku, że nie chcę dłużej czekać i tkwić w marazmie. Już i tak zbyt długo czekałam. Zawsze marzyłam o tym, że bez względu na to, po której stronie prawa stanę, będę robić coś, co będzie przynosić mi satysfakcje, że będę mogła pracować z ludźmi, pomagać im.
Dzisiaj jestem już adwokatem. Nie ukrywam, że początki są trudne. Jednak nie zniechęcam się. Tyle już za mną, a jeszcze więcej przede mną. Najgorszym stresem była oczywiście pierwsza rozprawa. Ale to już za mną. Uffff.
Dziękuję wszystkim którzy wierzyli we mnie.
ADWOKAT BARBARA KRUPA – WŁODARCZYK
Prowadzi kancelarię adwokacką od 2019 r.
Ukończyła studia na Uniwersytecie Szczecińskim (prawo), a także na Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku (resocjalizacja).
Wcześniej, przed rozpoczęciem własnej działalności pracowała m.in. jako asystent sędziego w Wydziale Rodzinnym i Nieletnich Sądu Rejonowego w Słupsku.
Jej pasją jest prawo karne i – co oczywiste – prawo rodzinne.
Więcej: klik.