Płacz kilkuletniego chłopca za ścianą – wiesz, że kolejny raz dostaje „lanie”. Na spotkaniu rodzinnym widzisz jak kuzynka, w dobrze znany Ci sposób, znęca się psychicznie nad swoją nastoletnią córką, doprowadzając ją do płaczu i poczucia wstydu. Kolega Twojego syna ponownie zwierza się rówieśnikowi z tego, że rodzice stosują wobec niego przemoc fizyczną. Spotykasz te dzieci i wiesz, że dzieje się im krzywda. Mimo tego nic nie robisz. Nic. W sumie to, co miałbyś zrobić? Dlaczego wciąż odwracamy się od nieszczęścia dzieci?
Najczęściej dowiadujemy się o nich z nagłówków gazet i programów informacyjnych: „4-letni chłopiec pobity przez partnera matki”, „2-letnia dziewczynka walczy o życie po tym, jak została skatowana przez …”, „8-miesięczne niemowlę skatowane za to, że płakało”. Myślimy wtedy, jak można coś takiego zrobić dziecku, jak matka, ojciec, ktokolwiek może krzywdzić dziecko – bezbronną istotę? Najczęściej dodatkowo padają propozycje kary dla sprawcy, bardzo śmiałe i niejednokrotnie nieznane polskiej ustawie karnej. I to właściwie tyle. O przepraszam, pojawiają się jeszcze pytania o to, gdzie była szkoła, pomoc społeczna i całe towarzystwo wykwalifikowanej kadry mającej stać na straży bezpieczeństwa dziecka?
Przekornie zapytam: a gdzie byliśmy my? Gdzie byłam ja i Ty drogi sąsiedzie, babciu, dziadku i ciociu skatowanego malucha? Czy nie jest trochę tak, że kiedy widzimy, że w tym domu, w tej rodzinie „coś jest nie tak”, to odwracamy wzrok? Z jakiej przyczyny tak się dzieje?
Może po prostu nie chcemy się wtrącać, bo uważamy, że to nie nasza sprawa. W końcu nie wiemy, co dokładnie dzieje się za ścianą u sąsiadów. Owszem dziecko płacze często, jakieś takie smutne, często słychać krzyki, dochodzi do awantur, a sąsiadka i sąsiad trochę gburowaci, ale to jeszcze nie oznacza, że ktoś stosuje przemoc w tym domu. Sami nie lubimy, kiedy ktoś ingeruje w nasze życie. Zatem i my nie będziemy zawracać sobie głowy tą sprawą.
Niewykluczone, że wspominamy, jak sami nie raz i nie dwa dostaliśmy „lanie” czy „klapsa” i w końcu nic nikomu się nie stało, wszyscy wyrośliśmy na „porządnych ludzi”. Często pada też argument, że istnieją w końcu odpowiednie jednostki, które powinny się takimi sprawami zająć. Powinny, rzecz jasna. Bywa jednak tak, że owe jednostki nie mają wiedzy o tym, że w danej rodzinie jest problem. Bez nas nie dowiedzą się o tym nigdy.
Przypuszczalnie boimy się też konsekwencji zwrócenia uwagi komuś obcemu albo komuś z naszego najbliższego otoczenia. Nie chcemy problemów. A wiadomo, co odpowie nam sąsiad? Jak zareaguje kuzyn, synowa, koleżanka, gdy zwrócimy uwagę na sposób, w jaki traktuje swoje dziecko? Najpewniej pośle nas do stu diabłów, a za kilka dni będę miał porysowany samochód.
Może w końcu gdzieś tak głęboko zakorzeniona jest w nas niechęć do denuncjacji, iż nie wyobrażamy sobie, że idziemy do odpowiednich służb i dzielimy się naszymi wątpliwościami co do sytuacji dziecka. Przecież to zwykły donos. A donos z natury jest czymś złym.
I tak sobie myślę, że to wszystko, o czym piszę, wynika z chęci posiadania „świętego spokoju”. Dla niego jesteśmy w stanie odpuścić, odwrócić wzrok, nie wtrącać się, nie poświęcić swojego czasu na zaalarmowanie służb o tym, co jest nam wiadome. „Święty spokój” zdecydowanie wygrywa z moralnym obowiązkiem, który powinien przyświecać dorosłym stającym w obronie zdrowia, życia i praw najmłodszych.
Wszak na końcu jest dziecko. Bezbronna i niewinna istota, która od pierwszej chwili swojego życia powinna być oczkiem w głowie swoich rodziców, nad którą trzeba roztoczyć opiekę, której należy zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Na końcu jest bezradny mały człowiek, który wzrasta w poczuciu krzywdy, odrzucenia i beznadziejności, którego życie już na początku jest złamane i naznaczone piętnem. Dziecko, któremu pokazujemy, że dorośli nie mają odwagi działać, gdy wokół nich komuś dzieje się krzywda, a bajki o szlachetnych i mężnych rycerzach nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Nasza decyzja, nazwijcie to nawet cywilną odwagą, może sprawić, że przerwane zostanie piekło jakiegoś dziecka, który tuż obok nas żyje w bólu i cierpieniu.
Proszę, nie odwracajcie wzroku.
ADWOKAT PAULINA KOWALSKA
🦜 w Stowarzyszeniu Adwokackim „Defensor Iuris” #DI od października 2019 r.,
🦜 kierownik Zespołu szkoleniowo – marketingowego,
🔸 ukończyła studia na Uniwersytecie Gdańskim (Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, prawo). Od 2018 r. prowadzi kancelarię adwokacką w Koszalinie (Kancelaria Adwokacka Adwokat Paulina Kowalska Koszalin). Jest członkiem Izby Adwokackiej w Koszalinie (Okręgowa Rada Adwokacka w Koszalinie), w ramach której odbyła trzyletnią aplikację adwokacką, na rzecz której działa m. in. współprowadząc stronę Okręgowej Rady Adwokackiej na portalu społecznościowym Facebook, a także grupę Koszalińskiej Izby Adwokackiej (Izba Adwokacka w Koszalinie),
🔸 więcej:www.paulina-kowalska.pl,
🦜 zobacz jej przykładową aktywność w #DI : adwokat Paulina Kowalska